środa, 4 czerwca 2014

Korzystajmy z legalnych źródeł kultury!

W 25. rocznicę odzyskania przez Polskę wolności Fundacja Legalna Kultura chce zwrócić uwagę na fakt, że przed ćwierćwieczem uzyskaliśmy nie tylko prawo do głoszenia politycznych poglądów, ale także do swobodnego, nieskażonego ideologią dostępu do kultury i sztuki. W dobie Internetu łatwo jest jednak dać się skusić na łamanie prawa oraz korzystanie z nielegalnych źródeł kultury. Fundacja wychodzi temu naprzeciw i w ramach projektu Kultura Na Widoku udostępnia filmy, muzykę, książki i gry komputerowe.


Kultura Na Widoku to projekt, którego celem jest promocja legalnych źródeł oraz uczczenie 25 lat wolności Polski. W miastach takich jak Warszawa, Łódź czy Poznań będą się pojawiać wirtualne regały, dających dostęp do bazy ponad 600 tytułów z różnych kategorii. Znaleźć tam można twórczość z okresu „Solidarności”, jak i ta bardziej współczesną, np. płytę Pharella Williamsa. Dostęp do utworów można otrzymać albo za darmo, albo za naprawdę niewielką opłatą. Wystarczy tylko podłączyć się do darmowej sieci Wi-Fi i zeskanować kod QR, który przekieruje nas do legalnej strony, gdzie będzie można ściągnąć wybrane dzieło.

Projekt Kultura Na Widoku jest objęty Patronatem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego i potrwa do 15 sierpnia.


Źródła: legalna kultura.pl, gildia.pl

piątek, 23 maja 2014

Klikniesz „Lubię to”, a złamiesz ciszę wyborczą

Szef Państwowej Komisji Wyborczej Stefan Jaworski poinformował, że "zalajkowanie" na Facebooku profilu jednego z kandydatów do PE podczas ciszy wyborczej będzie jej złamaniem. Podobnie będzie traktowane udostępnianie zdjęć czy niektórych treści dotyczących kandydatów.


Szef PKW podkreślił, że cisza wyborcza obowiązuje także w sieci, więc nie należy prowadzić wtedy żadnej agitacji wyborczej, szczególnie na portalach społecznościowych. Przypomnijmy, że cisza wyborcza zaczyna się w piątek o północy, a kończy się w niedzielę o 21:00. W trakcie ciszy wyborczej nie można w żaden publiczny sposób namawiać do głosowania na konkretnych kandydatów i na listy. Grzywny za złamanie ciszy wyborczej mogą sięgać nawet miliona złotych.

Źrodło: onet.pl

poniedziałek, 5 maja 2014

Najpopularniejsza broń zniknie z gier komputerowych i nie tylko

Kalashnikov Corporation złożyło wniosek o rejestrację jako znaku towarowego trójwymiarowego obrazu karabinów AK-47, AK-74 i AKM. W konsekwencji bez stosownej opłaty nie będzie można wykorzystać nie tylko samej konstrukcji słynnej broni, ale również ich obrazu, np. w grach komputerowych.


Przedstawiciele koncernu podkreślają, iż rejestracja znaku towarowego pozwoli kontrolować rynek i zachowania wartości historycznej marki Kałasznikow – w końcu ta broń stała się już nie tylko stałym elementem wielu gier video, ale również przeróżnych gadżetów, takich jak T-shirty, kubki, zapalniczki, a nawet meble.

Łącznie prawem ochronnym ma być objętych 21 kategorii produktów – od kubków, przez biżuterię po gry video. Jednak nie tylko ich twórcy mają teraz się o co martwić. Wyłonił się tutaj ciekawy problem prawny, co zrobić z państwami, które umieściły karabiny Kałasznikowa w swoich godłach i na flagach.

Źródło: defence24

środa, 16 kwietnia 2014

Studenci, szykujcie się na wyprawę po wiedzę! Kolejna edycja ogólnopolskiej konferencji Jungle Web zbliża się do Łodzi!

24 i 25 kwietnia Uniwersytet Łódzki już po raz trzeci pochłonie internetowa dżungla, w której wśród najnowszych trendów z zakresu nowych technologii, IT, e-commerce, marketingu, social media czy PR, studenci będą próbowali odnaleźć własne ścieżki rozwoju. Microsoft, Ericpol, ATOM, BRIEF, Brand24, K2 to tylko niektórzy z partnerów tegorocznej edycji Łódź Jungle Web, których specjaliści poprowadzą liczne bezpłatne warsztaty i prelekcje dla uczestników tej ogólnopolskiej konferencji.


 Branżowi specjaliści, praktyczna wiedza, darmowe warsztaty
Tegoroczna edycja konferencji odbywa się pod hasłem ‘Web w Łeb’, które symbolizuje główną ideę Jungle Web – przekazywanie uczestnikom najnowszej i praktycznej wiedzy branżowej. Wśród wielu prelegentów już po raz trzeci na konferencji pojawi się Michał Sadowski (Brand24). Tym razem będzie mówił o tym jak tworzyć i promować swój biznes w sieci. Artur Roguski (Brief) poruszy popularny temat content marketingu – czym jest oraz jak go tworzyć. Rafał Madycki (Microsoft) będzie mówił o Yammer, czyli firmowej sieci społecznościowej. Oczywiście, to tyko nieliczne tematy dwudniowych prelekcji i warsztatów, w których uczestnicy konferencji będą mogli wziąć udział. Całość programu dostępna  jest na stronie internetowej wydarzenia, a także na fanpage’u Łódź Jungle Web. Partnerzy konferencji: ATOM Media Interaktywne, BRIEF, Digital Touch, Ericpol, inClick, IAB Polska, K2, LemonSkyJWT, Lubię To, mBank, Microsoft, NaTemat, Redmobile, SentiOne, studio PRowokacja Agencja Public Relations, VML Poland będą poruszać między innymi tematy z zakresu wykorzystania danych, budowania i mierzenia reklamy natywnej, zadań community managera, automatyzacji komunikacji, rozszerzonej rzeczywistości w mobilnych technologiach, monitoringu internetu, jakości treści w internecie, Usability czy ePR – wizerunku w sieci.
Partnerami głównymi tegorocznej konferencji Jungle Web są firmy Ericpol oraz inClick, natomiast partnerem kreatywnym już po raz drugi została agencja ATOM Media Interaktywne. Nad całym wydarzeniem czuwa studio PRowokacja agencja Public Relations.

Nieformalna atmosfera sprzyjająca networkingowi
Organizatorzy konferencji - członkowie łódzkiego koła naukowego SKN MarkeTEAM działającego na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego zapewniają, iż tak jak w latach poprzednich podczas tej dwudniowej imprezy będzie panowała niecodzienna, dżunglowa atmosfera przeplatana konkursami, poczęstunkiem dla uczestników oraz zagajnikiem chilloutowym jako idealnym miejscem do networkingu i kontaktu z ludźmi pracującymi w branży. Natomiast po każdym dniu prelekcji i warsztatów uczestnicy, jak i osoby reprezentujące firmy, będą mogły nawiązać wspólny, nieformalny kontakt podczas after party.

Gdzie i kiedy, czyli wszystkie najpotrzebniejsze informacje
Tegoroczna edycja Jungle Web odbędzie się 24-25 kwietnia na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego, ul. Matejki 22/26, Łódź, Aula A0 (poziom -1).
Udział w konferencji jest bezpłatny, a z uwagi na ograniczoną liczbę miejsc na prelekcjach i warsztatach niezbędna jest wcześniejsza rejestracja na stronie www.jungleweb.pl.

Wszystkie niezbędne i aktualne informacje o tegorocznej Jungle Web uczestnicy mogą uzyskać na oficjalnym fanpage’u  www.facebook.com/LodzJungleWeb.

Dołącz do wydarzenia na Facebooku: https://www.facebook.com/events/1440089439570490/.

Informacja prasowa od Jungle Web

niedziela, 13 kwietnia 2014

Krym dla Rosji na mapach Google

Sytuacje takie jak aneksja Krymu to dość niewygodna sytuacja dla twórców map Google. Tym razem stworzono dwie wersje mapy. Co innego widza Rosjanie, a co innego reszta świata.


- Kartografowie Google robią co tylko możliwe, aby obiektywnie prezentować mapy obszarów będących przedmiotem sporu. W adekwatnych sytuacjach stosujemy specjalne oznaczenia - powiedziała agencji ITAR-TASS Swietłana Anurowa, rzeczniczka Google w Rosji.

Ponieważ Krym faktycznie stał się częścią Rosji, dla Rosjan Google prezentuje wersję świata, w której Krym bez wątpliwości należy państwa Putina. Jeśli spojrzymy na „rosyjskie” Google, zobaczymy, że granica państwowa przebiega między Krymem a Ukrainą. Zostało to bowiem oznaczone grubą linią, typową dla granic międzypaństwowych. Jednakże ani Ukraina, ani kraje Zachodu nie uznają aneksji, stąd też granica na ich wersji jest wciąż niepewna i oznaczona linią przerywaną.

Źródło: tvn24.pl

czwartek, 10 kwietnia 2014

KE przygląda się aplikacjom mobilnym

Komisja Europejska wzięła pod lupę rynek aplikacji mobilnych, które należą do jednego z najprężniej rozwijających się dziedzin elektronicznej rozrywki. Według szacunków Komisji w samej Europie zyski w tym segmencie gospodarki wyniosły 63 miliardy euro. Rozwój rynku aplikacji mobilnych, a w szczególności gier F2P (free-to-play), sprawił, iż Unia Europejska już teraz pilnuje, by nie doszło do jego zepsucia oraz nieuczciwych praktyk względem konsumentów.


W dniach od 27 do 28 lutego br. zorganizowane zostały specjalne konsultacje między Komisją Europejską a przedstawicielami odpowiednich organów państw członkowskich oraz dużych firm z branży, takich jak Apple czy Google. Konsultacje dotyczyły europejskiego rynku aplikacji mobilnych.

Przede wszystkim skupiono się na kwestii gier F2P, bowiem ich twórcy często kuszą konsumentów możliwością darmowej rozrywki, lecz szybko okazuje się, że w aplikacji zaimplementowany jest model mikropłatności, bez których osiągnięcie czegoś w grze staje się utrudnione lub wręcz niemożliwe. Konsumenci są więc niejako zmuszeni do płacenia za kolejne rozszerzenia i dodatki, w konsekwencji czego gra przestaje być darmowa. Stanowisko Komisji Europejskiej w tej sprawie jest następujące: termin free-to-play powinien odnosić się wyłącznie do gier i aplikacji, które są całkowicie darmowe, tj. nie posiadają (nawet opcjonalnych) systemów mikropłatności.

Komisja Europejska jest też głęboko zaniepokojona łatwością, z jaką małoletni mogą dokonywać zakupów w systemie mikropłatności. W samych tylko Niemczech, gdzie zyski z mikropłatności osiągnęły w ubiegłym roku 24 mln dolarów, ponad milion konsumentów korzystających z zakupów w ramach aplikacji stanowiły osoby w wieku od 10 do 19 lat. Komisja podkreśliła, że gry nie powinny bezpośrednio zachęcać dzieci do kupowania artykułów w ramach danej gry ani też skłaniać do takich zakupów dorosłych. Organ UE zachęca więc duże firmy do lepszego zabezpieczania swoich sklepów z aplikacjami. Komisja Europejska stwierdziła również, że nie być tak, iż pieniądze na aplikację są pobierane od konsumenta automatycznie lub przez jego nieuwagę.

Problem kupowania aplikacji przez małoletnich jest ważniejszy niż może się wydawać – zarówno dla przedsiębiorców, jak i rodziców. Jakiś czas temu Apple w wyniku pozwu zbiorowego rodziców, których dzieci wydały na aplikacje ogromne kwoty pieniędzy, musiało zwrócić konsumentom aż 32,5 mln dolarów.

Komisja Europejska zarzuca też twórcom aplikacji mobilnych złą jakość pomocy technicznej, a nawet jej brak. Podkreśla, że sprzedający powinni udostępniać adres e-mail, aby konsument mógł się z nimi skontaktować w przypadku pytań lub skarg.

Źródło: Gazeta Prawna

środa, 26 marca 2014

Jednolite ładowarki i tani roaming na terenie UE?

Unia Europejska pracuje nad projektem, który powinien ucieszyć posiadaczy telefonów komórkowych – zamierza wprowadzić uniwersalne ładowarki oraz dużo tańszy roaming.


Wspólna polityka ładowarkowa została przyjęta z wielkim entuzjazmem Parlamentu Europejskiego w związku z dyrektywą w sprawie urządzeń radiowych - 550 głosów za, 12 głosów przeciw, 8 osób się wstrzymało. Projekt musi jeszcze zatwierdzić Rada UE. Producenci dostaną trzy lata na dostosowanie się do nowych zasad, natomiast państwa członkowskie – dwa lata.

Choć co niektóre, bardziej liberalne osoby takie rozwiązanie może trochę razić, trudno oprzeć się wrażeniu, że projekt ma dużo zalet – szczególnie w czasach, gdy sprzęt jest coraz bardziej zaawansowany technologicznie, lecz przy tym baterie nie zawsze mogą wytrzymać wystarczająco długo. Sam Parlament Europejski uzasadnia swój projekt względami troski o środowisko, chcą uniknąć zbyt dużej liczby odpadów w postaci nieużywanych ładowarek. Kto wie, może za jakiś czas powstaną podobne pomysły w branży tabletów i komputerów?

Jeśli chodzi o kwestie roamingu, Parlament Europejski będzie głosował w kwietniu za zniesieniem opłat i ograniczeń roamingowych dla obywateli UE od dnia 15 grudnia 2015 (czyli w praktyce obywatele odczują to od 2016 roku). Zmiany mają objąć rozmowy telefoniczne, wiadomości tekstowe oraz internet. Należy jednak przy tym zauważyć, iż projekt przewiduje możliwość nałożenia dodatkowych opłat w „szczególnych okolicznościach”. Niemniej, ujednolicenie Europy w sferze telekomunikacyjnej jest coraz bliżej.

Źródło: techlaw.pl

poniedziałek, 17 marca 2014

Nietuzinkowe sposoby na walkę z piractwem

Piractwo w świecie gier komputerowych to istna plaga. Zwykłe zabezpieczenia nie są skuteczne i łatwo je złamać, nic dziwnego więc, że twórcy komputerowej rozrywki wpadają na coraz bardziej oryginalne i trochę złośliwe pomysły, by walczyć z nieuczciwymi nabywcami.


Czasem twórcy tworzą takie zabezpieczenia, których złamanie tylko pozornie pozwala na pełne cieszenie się rozrywką. Piraci jednak szybko mogą się przekonać o tym, że nielegalnej wersji po prostu nie da się ukończyć. Twórcy Serious Sam 3 byli na tyle złośliwi, że każdego nieuczciwego gracza śledził wielki skorpion. W dowcipny sposób poradzili sobie swego czasu również autorzy The Settlers 3 – tam huta żelaza w pewnym momencie zaczynała produkować świnie zamiast żelaza, co skutecznie uniemożliwiało ukończenie gry.

Wydaje się jednak, że nic szybko nie pobije studia Greenheart Games. Wydało ono grę Game Dev Tycoon, która polega na prowadzeniu własnego przedsiębiorstwa zajmującego się produkowaniem gier i współpracą z twórcami nowych platform. Zaraz po oficjalnej premierze Greenheart Games wpuściło do sieci również „piracką” wersję, różniącą się od oryginału jednym szczegółem – w pewnym momencie gry sprzedaż i dochody wirtualnej firmy gwałtownie spadały z powodu… piractwa!


Pomysł niezwykle złośliwy, ale również dający niektórym do myślenia. Poniżej możecie przeczytać najciekawsze wpisy na forach graczy, którzy skusili się na nielegalną wersję gry. Co za ironia!




Źródło: techlaw.pl, greenheartgames.com

niedziela, 2 marca 2014

TSUE pozwala na hiperlinki

13 lutego 2014 roku Trybunał Sprawiedliwość Unii Europejskiej (TSUE) w odpowiedzi na pytanie prejudycjalne szwedzkiego sądu zawarł tezę, że umieszczanie na portalu hiperlinków do utworów prawa autorskiego jest dozwolone. Właściciel strony internetowej może więc, bez zezwolenia podmiotów prawa autorskiego, odesłać za pośrednictwem hiperlinków do utworów chronionych, lecz wolnodostępnych na innej stronie internetowej. Co więcej, jest tak nawet wtedy, gdy internauci klikając na link, mają wrażenie, że dany utwór jest prezentowany ze strony zawierającej link.


Sprawa dotyczyła szwedzkich dziennikarzy, których artykuły były publikowane bez ograniczeń dostępu na stronie Göteborgs-Posten, a następnie udostępniane w postaci hiperlinków przez portal Retriever Sverige, bez żadnego zezwolenia dziennikarzy. Sąd apelacyjny w Svei w Szwecji zadał TSUE pytanie, czy udostępnianie tych linków stanowi czynność publicznego udostępniania w prawie Unii, a jeśli tak, to czy wymagane jest do tego zezwolenie podmiotów prawa autorskiego.

TSUE stwierdził, że choć udostępnienie linków, na które można kliknąć, odsyłających do utworów chronionych, stanowi czynność udostępnienia, to udostępnienie musi być skierowane do nowej publiczności, a więc publiczności, która nie została wzięta pod uwagę przez podmioty prawa autorskiego na etapie udzielenia zezwolenia na pierwotne udostępnienie. Ponieważ utwory proponowane na stronie internetowej Göteborgs-Posten były wolnodostępne, użytkowników strony Retriever Sverige należy uważać za część publiczności, którą dziennikarze wzięli pod uwagę na etapie udzielenia zezwolenia na publikację artykułów na Göteborgs-Posten. Nie ma przy tym znaczenia to, czy użytkownicy danego portalu mają wrażenie, że utwór jest prezentowany przez stronę zawierającą link czy też przez tą, do której owy link odsyła.

Źródło: http://www.obserwatorkonstytucyjny.pl/swiat/ets-hiperlinki-dozwolone/

wtorek, 25 lutego 2014

Spotkanie "Wirtualna kradzież i sprzedaż w świecie gier komputerowych"

Serdecznie zapraszamy na spotkanie merytoryczne zatytułowane "Wirtualna kradzież i sprzedaż w świecie gier komputerowych", które odbędzie się 26 lutego (środa) o godz. 18:00 na Wydziale Prawa i Administracji UŁ w sali 2.46.


W spotkaniu wezmą udział zarówno studenci i doktoranci prawa, jak i gracze stykający się z przedmiotową problematyką (w tym redaktor działu gier komputerowych portalu Gildia.pl). 

Poruszone zostaną m.in. następujące kwestie:
- jakie błędy najczęściej popełniają wirtualni złodzieje
- jak radzić sobie z kradzieżą wirtualną, np. kont na Steamie
- system handlu i kradzieży w World of Warcraft
- wirtualne bezprawie na przykładzie gry Metin 2
- sprzedaż własności wirtualnej za realną walutę

Dołącz do wydarzenia na Facebooku!
Serdecznie zapraszamy!

Plakat przygotował Piotr Adamczewski.

piątek, 14 lutego 2014

Wikipedia coraz częściej w orzeczeniach sądowych

Coraz częściej sądy w swoich orzeczeniach odwołują się do popularnej internetowej encyklopedii o nazwie Wikipedia. Wykorzystują ją, gdy potrzebna im jest im wiedza spoza prawa.


Sądy powołują się na Wikipedię już wtedy, gdy trzeba zdefiniować jakoś pewien prosty fakt. Na przykład w jednej z spraw o emeryturę (wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie, sygn. akt III AUa 1516/12) przywołano definicję pracy kierowcy. Częściej jednak z wikipedii sądy korzystają, gdy potrzebna jest im specjalistyczna wiedza z zakresu faktów naukowych czy historycznych. I tak w orzeczeniach można znaleźć odwołanie do Wikipedii, gdy potrzebna była definicja marskości wątroby (wyrok Sądu Okręgowego w Elblągu, sygn. akt I Ca 300/13) czy wiedza na temat struktury Służby Bezpieczeństwa (wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, sygn. akt XIII U 7238/10).

Czy sądy powinny korzystać z Wikipedii – portalu, gdzie każdy może zmienić dane hasło bez większych ograniczeń? Wydaje się, że sprawa jest prosta w przypadku faktów notoryjnych. Fakty powszechnie znane nie wymagają dowodu, a więc sąd je po prostu stwierdza. Encyklopedia natomiast jest niczym innym, jak nie zbiorem faktów powszechnie znanych.

Sprawa się komplikuje, gdy chodzi o wiedzę specjalistyczną. Kiedy takowa jest potrzebna, sąd powinien raczej odwołać się do opinii biegłego, a nie korzystać z Internetu.

Źródło: gazetaprawna.pl

piątek, 7 lutego 2014

„Nie próbujemy już robić wszystkiego” – Sony sprzedaje VAIO

Od 2008 r. Sony wciąż wykazuje straty. W samym 2012 roku firma straciła 6 mld dolarów. Wyniki z 2013 roku nie są jeszcze znane, ale Sony już również prognozuje stratę w wysokości 1,1 mld. Nic dziwnego, że agencja Moody's obniżyła rating przedsiębiorstwa do poziomu „śmieciowego”, sugerując, że inwestowanie w firmę może być ryzykowne. Teraz Sony sprzedaje dział komputerów osobistych. Zmian ma być jeszcze więcej, a Kazuo Hirai, prezes Sony, mówi: „Nie próbujemy już robić wszystkiego”.


Nabywcą działu komputerów osobistych i marki VAIO jest japoński fundusz inwestycyjny Japan Industrial Partners. Obie strony transakcji przekonują jednak, że nie będzie to koniec marki, a jej wskrzeszenie w postaci niezależnej firmy. Serwis i obsługa gwarancji będą zapewnione, a na początku Sony dołoży 5 proc. kapitału potrzebnego do rozkręcenia przedsiębiorstwa.

Problemem komputerów VAIO według specjalistów nie była zła jakość, a mało konkurencyjna cena. Zwłaszcza komputery z Korei przyczyniły się do upadku VAIO. Sony nie mogło dalej rywalizować z takimi firmami jak Lenovo, HP i Dell.  Jednak spadek sprzedaży komputerów to nie tylko problem Sony. W 2013 roku sprzedano ich ogólnie o 10% mniej niż rok wcześniej.

Sony planuje również spore zmiany w swoim dziale telewizorów, który dawniej najbardziej przyczynił się do wyrobienia pozycji rynkowej tej firmy. Nie dotrzymując kroku konkurencji, 2011 rok Sony zakończyło stratą w wysokości ponad 1 mld dol., a 2012 rok - ok. 679 mln dol. Zgodnie z przewidywaniami w 2013 roku strata wyniesie ok. 220 mln dol. Sony planuje więc restrukturyzację i odłączenie działu telewizorów od firmy matki. Oznacza to dużą liczbę zwolnień: do końca 2014 r. pracę straci ok. 5 tys. pracowników, w tym 1,5 tys. w samej Japonii.
Jedną z najważniejszych branży dla Sony są gry i konsole. PlayStation wciąż przynosi zyski, a firma, mimo rosnącej w siłę konkurencji, wciąż pozostaje liderem na rynku. W ostatnim kwartale konsole przyniosły Sony 172 mln dolarów czystego zysku. Co więcej, niedawno podano wiadomość, że Sony jest już gotowe do testów streamingu gier, podczas gdy główny konkurent firmy, Microsoft, dopiero zaczyna prace nad tą usługą.

Duży potencjał niesie dla Sony również branża filmowa. Biznes Sony Pictures Entertainment wciąż jest rentowny. Co prawda w zeszłym roku firma miała kilka wpadek („Świat w płomieniach”, „1000 lat po Ziemi”), lecz niewątpliwie niedługo wszystko nadrobi dzięki prawom do niektórych komiksowych bohaterów Marvela i kolejnej części „Niesamowitego Spider-Mana”, który trafi do kin w kwietniu tego roku. Wciąż dochodowy jest też dział seriali. Choć najbardziej dochodowe „Breaking Bad” już się skończyło, do Sony wciąż należą takie produkcje jak „Justified” czy popularny „Hannibal”.

Co ciekawe, Sony nie wyklucza też inwestycji w ubezpieczenia. Co prawda te na razie sprzedaje tylko w Japonii, ale w ciągu ostatnich 10 lat firma zarobiła na tym 9,07 mld dolarów.

Źródło: wyborcza.biz, wordpress.com

poniedziałek, 3 lutego 2014

Google przegrywa proces w sprawie Maxa Mosleya

24 stycznia tego roku hamburski sąd wydał wyrok, w którym Google zostało zobowiązane do blokowania treści naruszających dobra osobiste Maxa Mosleya, byłego prezydenta Międzynarodowej Federacji Samochodowej.
20 marca 2008 roku zostały opublikowane zdjęcia z tzw. „sick Nazi orgy”, w której brał udział brytyjski prawnik i ówczesny prezydent Międzynarodowej Federacji Samochodowej, Max Mosley. Szybko posypały się pozwy. Od wydawcy brytyjskiego „News of the World” Mosley uzyskał już 60 tys. funtów, natomiast z niemieckim „Bild” zawarł ugodę pozasądową. Najgłośniejszym i najbardziej kontrowersyjnym procesem był jednak ten przeciwko Google. Pełnomocnicy Mosleya twierdzili, iż osoba, której dobra osobiste są naruszane przez treści dostępne w zasobach Internetu, może oczekiwać od właścicieli internetowych wyszukiwarek zablokowania dostępu do nich. Google się z tym nie zgadzało, twierdząc, iż wyszukiwarka jest jedynie platformą, która pokazuje linki do treści, przy czym za owe treści nie odpowiada.

Sąd w Hamburgu poparł Maxa Mosleya. Google został zobowiązany do skutecznego blokowania dostępu do zdjęć, które istotnie naruszają „sferę życia prywatnego, ponieważ pokazują zachowania seksualne” Maxa Mosleya. Powód miał okazję być zapamiętany jako czterokrotny prezydent Międzynarodowej Federacji Samochodowej, jednak seksafera w sieci pogrążyła jego reputację. Teraz wydaje się, że Mosley próbuje zostać zapamiętany jako walczący o prywatność w sieci i tzw. prawo do bycia zapomnianym. Wyrok w Hamburgu jest o tyle ważny, że po raz pierwszy zobowiązuje firmę odpowiedzialną za wyszukiwarkę do blokowania dostępu do stron WWW.

Google zapowiada odwołanie od wyroku. Podnosi przy tym, że nałożenie nań takiego obowiązku czyni tym samym z niego cenzora, co kłóci się z prawem do informacji. Oczywiście poza fundamentalnym pytaniem o legalność cenzurowania informacji przez wyszukiwarkę powstaje też pytanie o techniczną wykonalność takiego wyroku. Nawet, jeśli dane strony zostaną zablokowane, zaraz pojawiają się nowe, co przypomina „błędne koło”.

Warto też w tym miejscu powiedzieć, że obecnie toczy się również inny, podobny spór, tym razem przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej (sprawa Google Spain, C-131/12). Przypomnijmy, iż w postępowaniu przed TS UE rzecznik generalny przedstawia opinię, w której dokonuje szczegółowej analizy sporu, w szczególności jego kwestii prawnych, oraz w sposób całkowicie niezależny proponuje Trybunałowi właściwe jego zdaniem rozwiązanie przedstawionego problemu. We wspomnianej sprawie Google Spain rzecznik generalny Niilo Jääskinen w swojej opinii wyraził pogląd, iż nakazanie blokowania wyszukiwarce internetowej treści skutkowałoby nadmiernym ograniczeniem prawa do uzyskania informacji. Podkreśla przy tym, iż Google nie jest administratorem danych osobowych, gdyż nie tworzy treści, tylko je udostępnia.
Sam spór o prawo do bycia zapomnianym jest obecnie bardzo widoczny w Unii Europejskiej. Coraz częściej pojawiają się przy tym propozycje ograniczające prawo do bycia zapomnianym. W projekcie nowego rozporządzenia UE pojawiły się zapisy zobowiązujące administratora danych do informowania podmiotów uzyskujących dostęp do treści za jego pośrednictwem o niedopuszczalności dalszego przetwarzania. Administrator miałby jednak „brać pod uwagę dostępne środki techniczne i koszty” takich działań. Należy przy tym podkreślić, że w orzecznictwie unijnym zostało utrwalone stanowisko, iż umieszczanie danych osobowych w internecie jest ich przetwarzaniem (sprawa Lindquist, C-101/01).

Gdzieś w tle tego wszystkiego pojawia się też problem o ocenę działań osób nieroztropnie umieszczających treści w internecie i ofiar domorosłych paparazzich. Trudno zrównywać jednych z drugimi, chociażby biorąc pod uwagę zasadę „volenti non fit iniuria” („chcącemu nie dzieje się krzywda”).

Batalia między prawem do informacji i prawem do prywatności wciąż trwa. Jak widać, sądy na razie bardziej bronią prawa do prywatności, jednak spór może się znów zaognić, jeśli TS UE przyzna rację rzecznikowi generalnemu w sprawie Google Spain. Na razie sądy twierdzą, iż profesjonaliści dostarczający jakieś „rozwiązania” na rynek, nie mogą się uchylać od odpowiedzialności, argumentując, że nie panują nad nimi. Jednak czy można tego wymagać w przypadku tak specyficznego medium, jakim jest Internet? Powstaje też pytanie, kto tutaj powinien bardziej myśleć o ochronie prawa do prywatności: dostawcy usług internetowych czy może sami użytkownicy, którzy swoim nieroztropnym zachowaniem prowokują kolejne internetowe afery? Wydaje się bowiem, że większość takich sporów wynika przede wszystkim z nagannego zachowania danego użytkownika i ciężko obarczać odpowiedzialnością za nie internetową wyszukiwarkę. Może wystarczyłoby trochę zwykłego rozsądku? Choć prawo do prywatności należy chronić, to jednak każdy z nas (a już w szczególności osoby publiczne) powinien sobie zdawać sprawę, że prawo do zapomnienia to obecnie fikcja i po prostu jeśli coś raz trafi do sieci, to wręcz niemożliwym jest pełne tego usunięcie. Wystarczy by jakaś osoba skopiowała dane treści na swój dysk – czy według sądu wyszukiwarki powinny też odpowiadać za treści na czyimś komputerze? Granicę między prawem do prywatności i prawem do informacji od zawsze było ciężko wyznaczyć i być może jest to niemożliwe, a każdy przypadek należy oceniać indywidualnie.

środa, 29 stycznia 2014

UOKIK zgodził się na przejęcie Wirtualnej Polski

Wirtualna Polska może zostać przejęta przez o2 – taką decyzję wydała kilka dni temu Prezes UOKIK. Przeprowadzone postępowanie wykazało, że ta koncentracja nie doprowadzi do ograniczenia konkurencji.


Transakcja podlega zgłoszeniu do urzędu antymonopolowego, jeżeli biorą w niej udział przedsiębiorcy, których łączny obrót w roku poprzedzającym przekroczył 1 mld euro na świecie lub 50 mln euro w Polsce. Wniosek o przejęcie przez o2 Wirtualnej Polski wpłynął do Urzędu w listopadzie 2013 r. Nabyciu ma podlegać 100% akcji Wirtualnej Polski. Postępowanie wykazało, że łączny udział tych spółek w rynku, za który uznano rynek reklamy internetowej, nie jest na tyle znaczny, by mógł negatywnie wpłynąć na konkurencję i spowodować jej ograniczenie.

Przejmujący przedsiębiorca należy do grupy kapitałowej, na czele której stoi Grupa o2. Jej właścicielami są cypryjskie spółki: Borgosia Investments, Bridge20 Enterprises oraz Jadhave Holdings. Wirtualna Polska należy do grupy kapitałowej Orange. Decyzja wyrażająca zgodę na dokonanie koncentracji wygaśnie, jeżeli połączenie nie zostanie dokonane w terminie 2 lat od jej wydania.

Źródło: uokik.gov.pl

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Odcięcie od internetu karą za piractwo?

Parę dni temu ciekawą karę za nielegalne ściągnie muzyki, gier i filmów wymierzył barceloński sąd. Obywatel Hiszpanii został skazany na… odcięcie od internetu.


Ustawę Prawo o obronie praw autorskich uchwalono w Hiszpanii 3 lata temu. Od tamtej pory w kraju odbyło się 360 rozpraw z tego zakresu i wydano 30 wyroków skazujących. Wszystkie one dotyczyły jednak firm. Ostatni wyrok to pierwsze rozstrzygnięcie dotyczące osoby fizycznej.

Na razie Hiszpania nie ma odpowiednich przepisów, których przedmiotem są kary za internetowe piractwo, stąd tak nietypowy wyrok stanowiący o odcięciu sprawcy od internetu. Jednakże już wkrótce hiszpański parlament ma znowelizować Kodeks karny – za nielegalne ściąganie plików będzie groziła grzywna w wysokości od 30 do 300 tys. euro, a karą dla osób czerpiących zyski z pirackich kopii będzie mogło być nawet 6 lat pozbawienia wolności.

Źródło: gazetaprawna.pl

czwartek, 23 stycznia 2014

Włamali się na 16 milionów kont

Niemiecki Federalny Urząd ds. Bezpieczeństwa Informatycznego (Bundesamt für Sicherheit in der Informationstechnik - BSI) ostrzega: hakerzy uzyskali dostęp do aż 16 milionów kont e-mailowych. Miażdżąca liczba komputerów została zarażona złośliwym oprogramowaniem.


BSI stworzyło już specjalną bazę danych, w której każdy może sprawdzić, czy nie padł ofiarą cyberprzestępstwa. Poszkodowanym udziela się też porad dotyczących dalszego postępowania.

Najwięcej szkód niewątpliwie mogą ponieść osoby, które mają jedno hasło do wielu różnych kont. To  bardzo ułatwia zadanie hakerom, którzy mając dostęp do maila, uzyskują go również do kont na serwisach społecznościowych czy nawet kont bankowych. W najgorszym wypadku u niektórych może dojść nawet do kradzieży tożsamości. To ważne, by posiadać kilka haseł właśnie na taką ewentualność.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Jak przestałem się martwić i pokochałem inwigilację"

Jeszcze w 2007 roku Barack Obama, kiedy był senatorem, twierdził, iż totalna inwigilacja to szaleństwo. Jednak prezydentura ewidentnie zmieniła tego polityka i w swoim ostatnim wystąpieniu stwierdził on, że inwigilacja nie dość, iż jest potrzebna, to musi trwać nadal.


Prezydentowi Obamie pół roku zajęło podjęcie jakiś konkretnych decyzji dotyczących masowej inwigilacji dokonywanej przez NSA, która została ujawniona przez byłego pracownika tej agencji – Edwarda Snowdena. Okazało się, że na ogromną skalę kontrolowane są rozmowy telefoniczne, czaty, maile czy operacje bakowe. A wszystko pod „płaszczykiem” walki z terroryzmem. Barack Obama mówi teraz o reformie, ale zmiany nie są jednak zbyt drastyczne i na pewno nie zadowolą obrońców prawa do prywatności.

Jedna z ważniejszych reform ma dotyczyć samych obywateli amerykańskich. NSA ma nie gromadzić danych o wszystkich połączeniach telefonicznych Amerykanów, tylko mają być one przechowywane przez sieci komórkowe, ewentualnie przez specjalną firmę lub niezależną instytucję. Dopiero gdy sąd wyda nakaz w konkretnej sprawie, wtedy NSA dostawałaby dane zamieszanych w nią osób. Już teraz wiadomo, ze sieci komórkowe raczej nie zgodzą się na przechowywanie tych danych i wygra opcja niezależnej instytucji.

Barack Obama obiecał również wstrzymanie inwigilacji przywódców zaprzyjaźnionych państw. Głównie chodzi tu o przywódców krajów Unii Europejskiej po tym, jak wyszło na jaw, ze USA podsłuchuje rozmowy telefoniczne Angeli Merkel.

Z ulgą nie odetchnie jednak cała reszta świata. Może bowiem przywódcy sojuszniczych krajów inwigilowani nie będą, ale co innego, jeśli chodzi o osoby nie będące obywatelami USA – ci mogą być nadal inwigilowani bez ograniczeń. Nie zmieni się również sytuacja wielkich firm internetowych, które nadal będą musiały ujawniać rządowi dane klientów na podstawie tzw. listów w sprawie bezpieczeństwa państwa lub tajnych nakazów sądowych, o których nawet nie mogą mówić publicznie.

W swoim piątkowym przemówieniu prezydent Obama bronił konieczności inwigilacji podkreślając, iż istotą wywiadu jest uzyskanie informacji, które nie są dostępne publicznie. Dodał jeszcze, iż ich agencje wywiadowcze nadal będzie zbierać informacje o zamierzeniach władz na całym świecie, tak jak to robią służby wywiadowcze każdego innego kraju. Prezydent stwierdził również iż, USA nie będzie przepraszać za to, że ich działania mogą być bardziej skuteczne.


Źródło: euobserver.com, wyborcza.pl

sobota, 4 stycznia 2014

Rząd może wszystko?

„Washington Post”, powołując się na informacje otrzymane od Edwarda Snowdena, donosi, iż amerykańskie NSA pracuje nad supernowoczesnym komputerem kwantowym, który byłby w stanie złamać nawet najtrudniejsze zabezpieczenia, szczególnie te chroniące dane rządowe, bankowe czy biznesowe.


Edward Snowden to były współpracownik NSA – obecnie przebywa w Rosji, gdzie otrzymał prawo azylu. W USA oskarżony jest o szpiegostwo i kradzież mienia, za co może mu grozić nawet dożywotnia kara pozbawienia wolności.

Obecnie konwencjonalne maszyny pracujące w systemie zero-jedynkowym mogą prowadzić obliczenia strumieniowo: jedno po drugim. Skok technologiczny w przypadku wspomnianego superkomputera polegałby na tym, że miałby wykorzystywać technologię kwantową, w efekcie urządzenie mogłoby wykonywać wiele operacji równocześnie. Dzięki temu służby specjalne mogłyby łamać najbardziej skomplikowane zabezpieczenia oraz odszyfrowywać kodowane wiadomości.

Podobno technologia kwantowa wciąż potrzebuje dopracowania i na razie nie wiadomo, kiedy byłaby zdatna do użytku. USA spodziewa się osiągnięcia odpowiednich wyników w ciągu najbliższych pięciu lat.

Źródło: tvn24.pl